czwartek, 21 października 2010

Dlaczego #1 zimą robi się zimno?

czwartek, 21 października 2010

Dzisiaj po raz kolejny mój optymizm zwyciężył nad realizmem, w związku z czym ubrałem się za lekko i zmierzając kolejno na zajęcia i ankiety zmarzłem. Jednak moje cierpienie nie poszło na marne i chociaż swoich nawyków związanych z ubiorem raczej nie zmienię to zacząłem się zastanawiać dlaczego robi się coraz zimniej i zadałem sobie pytanie:

Dlaczego zimą jest zimno, a latem ciepło?

Pierwszą odpowiedzią jaka się nasuwa jest stwierdzenie, że latem ziemia jest bliżej słońca, a zimą dalej. Jest to odpowiedź zgodna z naszym doświadczeniem i intuicją, i jak to zwykle bywa z intuicyjnymi wytłumaczeniami jest niepoprawna.

Wiemy przecież, że na półkuli południowej mają 'przestawione' względem nas pory roku, tzn. kiedy my mamy lato, oni mają zimę, a kiedy my mamy zimę, oni mają lato. Niestety, z tego co wiem wiedza ta ma się nijak do odpowiadania na moje pytanie, bo jakoś się tak dziwnie składa, że ludzie mają problemy z kojarzeniem faktów, które niby znają, ale które są z różnych dziedzin.

Wracając jednak do mojego pytania, skoro to nie odległość od słońca to co?
Wiemy, że pory roku, są przeciwstawne na półkulach północnych i południowych.
Wiemy też, że pory roku zmieniają się cyklicznie, a pełen cykl zajmuje około 365 dni.
Pierwszy fakt wyklucza naszą teorię o odległości od słońca, drugi natomiast wskazuje, że odpowiedź może się jednak kryć w ruchu obiegowym Ziemi wokół Słońca. Przyjrzyjmy się mu bliżej:

- ruch ten odbywa się po elipsie i trwa ok. 365,25 dni
- Ziemia w ciągu roku pokonuje odległość ok. 930 mln kilometrów, oznacza to, że wszyscy mkniemy przez pustkę kosmosu z prędkościami (zaokrąglonymi nieznacznie):
- 29 km na sekundę!
- 1760 km na minutę!
- 105 000 km na godzinę!
Liczby te przyprawiają mnie o zawrót głowy, a przypuszczam, że są one o wiele mniejsze od prędkości, z jaką nasz układ słoneczny kręci się wokół centrum galaktyki. Wszystko zależy od układu odniesienia, ale znowu uciekam od tematu.
- Ziemia w swojej eliptycznej podróży nie jest ustawiona prostopadle do elipsy, jest do niej nachylona pod kątem ok. 66°, co obrazuje poniższy rysunek:


Jak widać na powyższym rysunku, choć odległość od słońca jest względnie stała (od ~147 mln km. do ~ 152 mln km.) to ze względu na nachylenie osi obrotu Ziemi promienie słoneczne padają na różne półkule pod różnym kątem (przy takich odległościach, możemy bezpiecznie założyć, że promienie słoneczne są równoległe względem siebie). I właśnie te różnice kątów padania promieni słonecznych tłumaczą zmiany długości dnia i nocy, oraz pory roku:
- kiedy promienie padają pod kątem bliższym kątowi prostemu dni są dłuższe i mamy lato (lewa strona powyższego rysunku dla półkuli północnej)



- a kiedy promienie padają pod coraz mniejszym kątem, to dni robią się coraz krótsze i obserwujemy zjawiska zachodzące za naszymi oknami



Nie jestem teraz pewien, ale wydaje mi się, że od tego kąta padania zależą różnice temperatur w lecie i zimie - w zależności od kąta padania światło pokonuje atmosferę pod różnymi kątami - ale czy jest to pogląd trafny nie wiem, a nie mam już siły szukać potwierdzenia w źródłach.*

Ot, cała zagadka.
Co ciekawe, w roku 1987 zadano takie pytanie 23 absolwentom Harvardu podczas uroczystości rozdania dyplomów, jedynie dwójka z nich udzieliła poprawnej odpowiedzi wskazując na kąt padania promieni słonecznych i nachylenie Ziemi. Niech to będzie przestrogą, że nasz poziom ignorancji nie zależy od uzyskanych papierków.

źródła:

1) North season - Tau'olunga
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:North_season.jpg

2)Earth-lighting-summer-solstice EN - Przemyslaw "Blueshade" Idzkiewicz
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Earth-lighting-summer-solstice_EN.png

3)Earth-lighting-winter-solstice EN - Przemyslaw "Blueshade" Idzkiewicz
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Earth-lighting-winter-solstice_EN.png

4) Thinking with data - Marsha Lovett, Priti Shah
strony 195-196



* w tym miejscu należą się podziękowania dla osoby z nickiem Stefanescu, która to wytknęła mi mój wcześniejszy, głupi błąd. Bowiem niepotrzebnie wmieszałem atmosferę, w długość dnia i nocy. Od atmosfery może zależeć co najwyżej temperatura, a nie długość dnia i nocy - ta zależy jedynie od kąta nachylenia planety względem elipsy.

wtorek, 5 października 2010

O dopalaczach i bezrobociu

wtorek, 05 października 2010

"Obecne działania rządu i Głównego Inspektora Sanitarnego polegające na zamykaniu wszystkich istniejących sklepów z tego typu produktami, prowadzi do zniszczenia leganie istniejącego i przemyślanego przedsięwzięcia gospodarczego. W następstwie przeprowadzonej w ostatnich dniach akcji, prawie 1000 sklepów zostało wyłączonych z rynku, ponad 5 tysięcy pracowników pozostało bez pracy. Szacuje się, że przychodu do budżetu państwa z tytułu opodatkowania obrotów tego typu produktami sięgają 600 mln zł rocznie."
fragment oświadczenia sieci dopalacze.com

Nagonka na dopalacze trwa, sklepy, które od 3 lat istniały na polskim rynku z dnia na dzień na życzenie władzy zostały zamknięte.

Czy jest to tylko kolejny nośny temat zastępczy, po 'aferze krzyżowej', dzięki któremu można odciągnąć uwagę społeczeństwa od tragicznego stanu polskich finansów i nieudolnych rządów?

Temat w którym można się wykazać, pokazać siłę rządu i jego skuteczność w 'ochronie głupich obywateli, którzy nie wiedzą co dla nich dobre' w przeddzień wyborów samorządowych?

Czy prawa obywatelskie zostały tutaj naruszone?

Radzę sobie przemyśleć powyższe pytania, mi odpowiedzi wydają się oczywista. Niektórym na szczęście również i na łamach różnych mediów podkreślali, że władza znowu mydli nam oczy.

Ale chciałbym podkreślić coś, o czym w żadnych mediach nie usłyszałem.
Zamknięto prawie 1000 sklepów, z dnia na dzień. 5 000 ludzi pozostało bez pracy. Ludzi takich jak ja czy Ty. Żyjących z dnia na dzień, próbujących powiązań koniec z końcem i zastanawiających się skąd wziąć na rachunki. Nie wiem czy ta liczba jest przesadzona czy nie, ale bardzo możliwe, że te 700-1000 sklepów zatrudniało przybliżoną liczbę osób.

Kurwa mać! 5 tysięcy ludzi bez pracy przez decyzję Pana Donalda Tuska i jego pogoń za słupkami. I nikt o tym nie mówi. Gdyby przez rząd zamknięto jakiś duży zakład pracy, zaraz by się rozpętała medialna nagonka i na rządzie nie pozostawiono by suchej nitki. Ale Ci ludzie nie są skupieni w jednym miejscu, są rozrzuceni po całej Polsce, nie stanowią zbitej, widocznej grupy, więc nie są dobrym tematem medialnym. Żadne media nie pokazały płaczącej młodej matki, która krzyczy do kamery skąd wziąć na chleb dla dzieci. A jestem pewien, że w tak sporej grupie trafił się duży przekrój ludzi. Głównie młodych, wielu z nich pewnie miało rodziny na utrzymaniu, inni może dorabiali na studia. Rachunki się same teraz za nich nie zapłacą, a zbliża się zima, przestój na rynku pracy. To nie byli 'handlarze śmierci', to byli zwykli ludzie, uczciwie pracujący na własne utrzymanie. Teraz przez głupią decyzję rządu pozostawieni na lodzie. Ale kogo to obchodzi?


źródła:

http://dopalacze.com/

warto przeczytać w temacie:

http://debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1360:nowa-walka-z-kuakami&catid=65:publicystyka&Itemid=123

link z wykop.pl

czwartek, 30 września 2010

O Efekcie Wertera

Czwartek, 30 września 2010

Rok 1774. Na terenie obecnych Niemiec Johann Wolfgang von Goethe publikuje powieść ‘Cierpienia Młodego Wertera’, której głównym bohaterem jest tytułowy Werter. Młodzieniec, który eksperymentalnie postanowił sprawdzić jak długo może umierać człowiek z ołowianą kulą w skroni. Jego śladem wkrótce po publikacji podążyło wielu młodych Europejskich mężczyzn, co było nawet oficjalną przyczyną zakazu sprzedaży książki w kilku Europejskich miastach. Równo 200 lat później Amerykański socjolog David Phillips używa imienia Wertera, do nazwania odkrytego przez siebie zdumiewającego zjawiska.

Zastanówmy się co mogą mieć ze sobą wspólnego:

- wzrost liczby samobójstw

- wzrost liczby wypadków samochodowych i lotniczych

Ktoś myślący logicznie dostrzeże, że może te same czynniki, które jednych prowadzą do przypadkowej śmierci, innych wiodą do popełnienia samobójstwa. Ten ktoś następnie mógłby stwierdzić, że musi tu być jakiś wspólny czynnik – taki jak stres. Może jedni reagują skłonnościami samobójczymi na pewne zdarzenia polityczne czy gospodarcze a inni stają się przez nie drażliwi, nerwowi czy nieuważni, co prowadzi do większej liczby wypadków. Wszystko wytłumaczone, brzmi spójnie, można teraz wygodnie usiąść w fotelu i być zadowolonym z własnej przenikliwości. Ktoś taki byłby zadufanym durniem.

Człowiek naprawdę myślący sprawdziłby, czy te nadwyżki pokrywają się z datami ważnych wydarzeń politycznych, czy gospodarczych. Takim człowiekiem był David Phillips. Zauważył, że dane jakoś nie chcą pasować do dat, czasem nadwyżki występują lokalnie (musimy jednak pamiętać, że lokalnie jak na perspektywę ogromnych Stanów Zjednoczonych), czasem ogólnokrajowo. Zaczął więc szukać jakiegoś wspólnego mianownika, i znalazł go. Na kilka dni przed każdym wzrostem następowało medialnie nagłośnione samobójstwo, często kogoś sławnego.

Można to wytłumaczyć w prosty sposób – i tego dokonał David Phillips – nazwał je efektem Wertera. Wzrost liczby samobójstw i wypadków jest efektem naśladownictwa, takim samym jakie ogarnęło Europę po publikacji ‘Cierpień...’, stąd jego nazwa. Ludzie nie tylko naśladują modelowe samobójstwo, ale i jego metody czy okoliczności.

Z analizy statystycznej Phillipsa wykonanej na latach 1947-1968 wynika, że średnio po każdym medialnie nagłośnionym samobójstwie następował 58 osobowy wzrost dokonanych samobójstw, w ciągu kolejnych 2 miesięcy (w porównaniu do zwykłej liczby samobójstw w takim samym 2 miesięcznym okresie). Co więcej, po tych 2 miesiącach nie następował spadek liczby samobójstw, utrzymywał się na swoim normalnym poziomie. Ten średni 58 osobowy wzrost można wytłumaczyć jedynie naśladownictwem. Gdyby te osoby nie zapoznały się z informacją o modelowym samobójstwie żyłyby dalej. A są to dane jedynie zaklasyfikowane jako samobójstwa, nie wliczają one wypadków. Phillips wykazał również, że wzrost ten występował głównie w tych rejonach kraju, gdzie modelowe samobójstwo było mocno nagłośnione, a wzrost był tym większy, im bardziej nagłośnione było modelowe samobójstwo.

Co więcej efekt Wertera można również rozciągnąć na wzrost liczby wypadków lotniczych i samochodowych. Wzrosty występowały w tym samym czasie i rejonie co samobójstwa i również były poprzedzone medialnie nagłośnionym samobójstwem, więc może nadwyżka to wcale nie były wypadki, tylko naśladownicze samobójstwa? Skoro inni na rozwiązanie swoich problemów wybrali samobójstwo, to może jest to jakieś rozwiązanie i dla mnie?

Tylko jak możemy sprawdzić czy wypadek był wypadkiem, czy ktoś wywołał go celowo? Phillips i na to znalazł sposób. Jeżeli przyczyną wypadku była próba samobójcza, przeżywalność takich wypadków powinna być dużo mniejsza niż normalnych wypadków.

Ludzie usiłujący się zabić będą ograniczać swoje (i niestety często innych) szanse na przeżycie w wypadu. Czy będzie to kierowca, który zamiast hamować z nogą na gazie wjeżdża w drzewo, czy też pasażer, który w ostatniej chwili przejmuje kierownicę/ster i wywołuje śmierć wszystkich obecnych w pojeździe. Nie ma żadnych świadków, więc nikt nigdy się nie dowie, że nie był to ‘przypadkowy’ wypadek. A i upozorowanie wypadku ma swoje zalety. Reputacja zmarłego nie zaznaje uszczerbku, rodzina nie będzie odczuwać tego samego rodzaju żalu co przy samobójstwie, a i towarzystwo ubezpieczeniowe nie odmówi wydania odszkodowania. Phillips przeanalizował śmiertelność wypadków, oto do jakich wniosków analiza ta go doprowadziła:

- ofiary wypadków samochodowych po sławnym samobójstwie umierają czterokrotnie szybciej niż w okresie przed modelowym samobójstwem

- liczba osób ginących w przeciętnej katastrofie lotniczej jest trzykrotnie wyższa w okresie po samobójstwie, niż normalnie

Można by spróbować jeszcze wytłumaczyć wzrost wypadków i samobójstw smutkiem czy żalem, ale dane po raz kolejny nie chcą pasować do zdroworozsądkowego wytłumaczenia. Za efektem Wertera po raz kolejny przemawiają fakty: jeżeli opisywany samobójca był jedyną ofiarą, to następował wzrost samotnych wypadków. Jeżeli natomiast samobójstwo poprzedzone było morderstwem następował wzrost liczby ‘wypadków’, w których ginie więcej niż jedna osoba, np. takich w których w samochodzie/ na pokładzie samolotu byli pasażerowie, albo samochód wjeżdża w jadący z naprzeciwka.

Dodatkowo, skoro wypadki te są efektem naśladownictwa, to osoby, które w nich zmarły powinny być podobne do osoby ze ‘sławnego’ samobójstwa. Phillips sprawdził to na podstawie analizy wypadków, gdzie ofiarami byli samotni kierowcy. I ponownie jego przewidywania okazały się trafne. Kiedy ‘sławne’ samobójstwo popełniała osoba młoda w nadwyżce dominowali młodzi kierowcy, kiedy była to osoba starsza, jego śladem częściej podążali starsi kierowcy.


 

 „Rysunek 4.6. Jak ilustrują te dane, największe niebezpieczeństwo istnieje w trzy-cztery dni po opublikowaniu wiadomości o sławnym samobójstwie. Następujący potem spadek liczby ofiar wypadków jest nietrwały - liczba ta ponownie rośnie w tydzień po publikacji. Dopiero po 12 dniach efekt sławnego samobójstwa całkowicie zanika. Ten wzorzec powtarza się dla różnego rodzaju rzekomych wypadków i pokazuje wartą uwagi prawidłowość rządzącą ukrytymi samobójstwami. Ludzie próbujący ukryć swoje samobójstwo pod postacią wypadku, odczekują kilka dni przed przystąpieniem do samozniszczenia - by podbudować własną odwagę, zaplanować „wypadek" czy też uporządkować swoje sprawy. Jakiekolwiek by były tego przyczyny, wiemy, że podróżujący wystawieni są na największe niebezpieczeństwo w 3-4 dni po publikacji wiadomości o sławnym samobójstwie połączonym z morderstwem. Nie od rzeczy będzie więc brać to pod uwagę przy planowaniu własnych podróży.”

Źródło: Cialdini Robert – Wywieranie wpływu na ludzi, Rysunek 4.6 z komentarzem

Efekt Wertera nie tylko doskonale wyjaśnia obserwowane fakty, ale pozwala również na przewidywanie nowych zjawisk. Jest też zaskakujący i nie intuicyjny. Ale taki jest świat, a zadaniem nauki nie jest zgodność z naszymi wyobrażeniami, tylko z faktami.

 

I na koniec nieco filozofowania, luźno na temat:

Ciekaw jestem też ilu z tej rzeszy samobójców (i morderców) zdawało sobie sprawę ze swoich motywów. Ilu uświadomiło sobie, że bezpośrednią przyczyną ich wyboru jest to co widzieli w telewizji, to co usłyszeli w radiu czy to co przeczytali w gazecie czy Internecie. Przypuszczam, że niewielu, a jednak zapewne każdy z nich miał jakieś uzasadnienie swojej decyzji, jakąś racjonalizację dlaczego teraz, dlaczego właśnie w ten sposób. Wydaje mi się, że w ten właśnie sposób działa nasza świadomość. Żyjemy i działamy pod wpływem bodźców i reguł ich interpretacji przez nasz mózg (wypracowanych przez miliony lat ewolucji kręgowców, a nie tylko homo sapiens), i choć są one nieco inne dla każdego z nas, to ich ramy są wspólne dla całego naszego gatunku. A to co nazywamy Panią Świadomością czy wolną wolą jest jedynie późniejszą racjonalizacją, nadbudówką powstałą w procesie ewolucji. Nie finalnym tworem, podporządkowującym sobie resztę mózgu jak jesteśmy przyzwyczajeni myśleć, tylko ostatnim ogniwem łańcucha procesów umysłowych, jest ona wynikiem równania, którego zmiennymi są wcześniejsze ewolucyjnie mechanizmy umysłowe. Zmień je, a zmienisz decyzję Świadomości. Może zda sobie ona z tego sprawę, może nie, ale na pewno znajdzie dla niej jakąś racjonalizację i uzasadnienie. Pani Świadomość jest największą oszustką świata, a my najczęściej jesteśmy jej ofiarami.

Coraz więcej porozrzucanych badań świadczy, że jest ona racjonalizacją dla naszych wyborów, a mechanizmy tych wyborów są ukryte głębiej. Dlaczego jednak świadomość? Skoro procesy decyzyjne zapadają głębiej? Dlaczego nie białkowy komputer? Nie wiemy jeszcze, mamy pierwsze poszlaki, jedne mówią o korzyściach do przetrwania, ale te nie są wcale takie oczywiste. Inne mówią o świadomości jako produkcie ubocznym, a jeszcze inne jako efekcie doboru płciowego. Gdzie są jej źródła i jak ona ‘wygląda’? Nadal nie wiemy, ale z każdym kolejnym badaniem przybliżamy się do wyjaśnienia tej największej współczesnej zagadki biologii.

 

 

Źródła:

1) Zapobieganie samobójstwom. Poradnik dla pracowników mediów. Genewa-Warszawa: Światowa Organizacja Zdrowia, 2003.

http://www.who.int/mental_health/prevention/suicide/en/suicideprev_media_polish.pdf

2) Cialdini Robert – Wywieranie wpływu na ludzi

 

Polecam też, choć nie o efekcie Wertera.

Ostatnia doba samobójcy – Milena Arachid Chebab, we współpracy z Urszulą Dąbrowską, „Przekrój” 04/2010

http://www.przekroj.pl/cywilizacja_spoleczenstwo_artykul,6206.html

wtorek, 7 września 2010

kilka smutnych myśli

wtorek, 7 września 2010

Wg. danych GUS'u z 2002r.
46,9% - odsetek rodzin to rodziny jednodzietne (dziecko - osoba do 24 lat)
Średnia dzietność to 1,78 dziecka na rodzinę. Aby utrzymać populację na stałym poziomie wskaźnik ten powinien wynosić ok. 2,1.

Wymieramy.

W chwili obecnej Dług publiczny wynosi ponad 700 miliardów złotych, inaczej 700 000 000 000 zł. Na jednego polaka daje to średnio ok. 18 tys. zł długu.
Na obsługę tego długu wydamy w tym roku ok. 35 miliardów złotych.
A rząd zadłużył nas na kolejne 50 miliardów złotych. (Dochód budżetu państwa ma wynieść w roku 2010 niecałe 250 miliardów zł, wydatki 300 miliardów zł).

Toniemy w długach i obciążeniach podatkowych.

Niedługo zacznie się ustalanie budżetu na rok 2011, ale kogo to obchodzi? Rząd pewnie znowu wyda jakieś 40-50 miliardów więcej niż ma. Nie będzie reform, nie wprowadzi cięć i zwolnień wśród urzędników, nie zlikwiduje KRUS'u, nie zreformuje ZUZ'u i służby zdrowia. Ale kogo to obchodzi?
Problem odłożony, to problem zlikwidowany, a my przecież mamy ważniejsze sprawy: spór o dwie zbite deski przed pałacem, kolejną wojnę w parlamencie, spisek rosyjski. A jak się poszczęści to może niedługo natrafi się jakaś katastrofa, epidemia albo skandal jak co roku na jesień. Coś ciekawszego od tego, że po cichu zarzynamy Polskę, o którą pokolenia walczyły, co tam. Ważne, że cyrk się kręci i tabór jedzie dalej. I pojedzie jeszcze jakieś kilkanaście lat zanim pierdyknie.

na zakończenie: Marek Raczkowski

Idę się upić.

sobota, 10 lipca 2010

Klocki i atomy

Sobota, 10 lipca 2010


Kiedy byłem mały uwielbiałem bawić się klockami Lego. To była świetna zabawa, ta swoboda tworzenia. Cały czas ograniczona do elementów, które posiadasz, ale z czasem, kiedy zwiększała się liczba elementów rosły też możliwości. Już nie trzeba było uciekać się do schematów, można było tworzyć swoje własne konstrukcje i potworki. Każdy inny, każdy przez kilka chwil wyjątkowy i każdy z tym samym końcem - powrotem do elementów składowych i pojemnika z klockami.



Wyobraźmy sobie teraz jakiś budynek stworzony z Lego. W pewien sposób unikatowy, chociaż stworzony z takich samych elementów co wszystko inne. Co się z nim działo, kiedy tworzące go elementy powróciły do pojemnika? Gdzie się podziewał? Czy 'był' teraz w pojemniku?

Nie wydaje mi się. Przecież to tylko klocki, elementy. One nie są budynkiem, są jedynie budulcem. Można z nich stworzyć coś zupełnie innego, nie wiemy jaki mają potencjał, ile niezwykłych tworów może z nich powstać. Ale nie zmienia to faktu, że budynku już nie ma, nie 'odszedł' nigdzie, był tylko aranżacją, chwilową anomalią wyłowioną z chaosu i po prostu przestał istnieć, choć jego elementy składowe pozostały.

A czy my sami nie jesteśmy tylko takimi 'budynkami', konstruktami stworzonymi z atomów - grupy kilkudziesięciu uniwersalnych klocków? Jesteśmy - jak i wszystko dookoła nas - tylko chwilową aranżacją. Unikatową i wyjątkową kombinacją klocków - kilkudziesięciu klocków z tablicy Mendelejewa.


Oto one - klocki życia

I tak samo jak czas istnienia dziecięcych budowli, tak i nasz czas jest ograniczony. Wszystkich nas czeka ten sam los - powrót do 'chemicznego pojemnika', choć tak naprawdę nigdy go nie opuszczaliśmy. I choć bez nas to zabawa klockami, największa zabawa wszechświata będzie trwać nadal. Wliczając w to 'nasze' klocki.

źródła:

Lego Color Bricks - Alan Chia

sobota, 3 lipca 2010

Historia niezwykłego kurczaka

Niedziela, 4 lipca 2010

Jest 10 września 1945. Minęło 8 dni od zakończenia II wojny światowej. Ameryka zwycięża. W całym kraju panuje radość. Amerykanie czują się jak bohaterowie. Uratowali Europę, pokonali Hitlera i zmusili Japonię do kapitulacji. Nic nie zapowiada narastającego konfliktu ze Związkiem Radzieckim, który przerodzi się w kolejną wojnę. My pozostawmy jednak wielkie wydarzenia wielkim tego świata i przenieśmy się do małego miasteczka Fruita w Colorado, a dokładniej na fermę Pana Lloyda Olsena. Na dzisiejszą kolację ma przybyć teściowa Pana Olsena. Nikt nie przypuszcza jak wiele ta wizyta zmieni w życiu rodziny Olsenów.

Jakiś czas przed wizytą - za namową żony - Pan Olsen wychodzi z domu i bierze swój topór...
po czym udaje się do kurnika. Przecież coś trzeba zjeść na tą kolację. Wybór pada na pięciomiesięcznego koguta.

Możemy sobie jedynie wyobrazić dalszy ciąg wydarzeń. Pan Olsen bierze kurczaka, kładzie go na pniu, bierze swój topór i uderza. Patrzy chwilę jak kurczak biega bezładnie dookoła, i tutaj dzieje się coś niezwykłego - zamiast umrzeć, jak to tradycyjnie czynią kurczaki poddane dekapitacji - kurczak się uspokaja.

Pan Olsen zainteresowany dlaczego jego bezgłowy kurczak, nazwany Mike, nadal żyje udaje się do odległego o ponad 400 km Uniwersytetu Utah w Salt Lake City, aby potwierdzić autentyczność Mike. Po czym wyrusza w podróż przez Stany organizując przedstawienia z Mike'm i żądając 25 centów za wstęp (i kto powie, że amerykanie nie są przedsiębiorczy?). Podczas szczytowej popularności pokazuje go kilkunastu tysiącom ludzi miesięcznie zarabiając w ten sposób do $4.500 miesięcznie (równowartość $50.000 z roku 2005 - długoterminowy skutek inflacji, wynoszącej tu średnio nieco powyżej 5% rocznie).

A oto bohater tej historii - Bezgłowy Kurczak Mike


Podczas swojego życia Mike przytył z 1,1 kg do 3,6 kg i nadal potrafił się poruszać i utrzymywać równowagę. Wydawał także bulgoczący dźwięk, przez niektórych uznawany za próby piania. Był karmiony przez Olsena przez zakraplacz mieszanką mleka i wody oraz drobnymi ziarnami.

Bezgłowy Kurczak Mike umiera dusząc się w nocy w marcu roku 1947 w motelu w Phoenix, gdzie Olsen zatrzymał się podczas swojego objazdu. Zgon następuje 18 miesięcy po odcięciu głowy.

Sekcja zwłok wykazała, że ostrze topora uderzyło za wysoko omijając żyłę szyjną wewnętrzną, a skrzep powstrzymał kurczaka przed wykrwawieniem się. Zachował się niemal cały pień mózgu oraz co mało ważne - jedno ucho. Zastanawiające jest też, że kurczak nie umarł w skutek żadnego zakażenia ani powikłań.

Myślę, że jest to interesujący popis ludzkiej przedsiębiorczości oraz co ważniejsze doskonały przykład kluczowej roli pnia mózgu w utrzymywaniu podstawowych funkcji życiowych (jego rola u człowieka jest bardzo zbliżona) oraz faktu, że do samego podtrzymania funkcji mózgowych kresomózgowie nie jest konieczne.

źródła:

piątek, 25 czerwca 2010

Sen nocy letniej

piątek, 25 czerwca 2010

Miałem dzisiaj w nocy sen.
Sen w którym poznawałem ludzi, przywiązywałem się do nich, dzieliłem z nimi troski i radości, po czym ich opuszczałem. Czasem dzielił nas los, czasem charaktery, czasem inni ludzie. Niektórzy wracali, inni nie. Za niektórymi tęskniłem, o innych szybko zapominałem.
Sen w którym rozpaczliwie próbowałem znaleźć jakiś cel, znaleźć powód po co mi to wszystko. Nadać jakieś znaczenie temu co się wokół mnie działo.
Sen w którym każde marzenie zmieniało się w problem, każda przyjemność w przykry obowiązek, każda radość była zapowiedzią końca.

Sen w którym kolejno się zakochiwałem się i odkochiwałem.
Cierpiałem w samotności i towarzystwie.
Zadziwiałem się i wątpiłem.
Wdech - kolejna wspaniała niesamowita osoba
Wydech - odchodzi
Wdech - kolejna wypłata
Wydech - i rachunki do zapłacenia
Wdech - ktoś mnie polubił, zaakceptował
Wydech - ucieczka

A ja sam siedziałem nad urwiskiem, myślałem, wahałem się i patrzyłem na zmieniające się obrazy ludzi, zmieniałem się razem z nimi.

Rano obudził mnie telefon z pracy, bolała mnie głowa, śmierdziało alkoholem i tytoniem a wszędzie dookoła walały się butelki.

Pomyślałem sobie, że życie może nie jest takie złe.

środa, 23 czerwca 2010

23 czerwca - Dzień Wolności Podatkowej

środa, 23 czerwca, 2010

Dzisiaj 23 czerwca (174 dzień roku) wypada tegoroczny Dzień Wolności Podatkowej, co to oznacza?

W dużym uproszczeniu jest to dzień, w którym średni, przewidywalny łączny dochód wytworzony w kraju zrównuje się z przewidywalnymi wydatkami budżetowymi zaplanowanymi przez rząd na ten rok. Często symbolicznie uznaje się ten dzień za moment, w którym obywatele państwa przestają pracować na państwo, a zaczynają zarabiać na siebie.

Im później ten dzień wypada w ciągu roku, tym większe są wydatki państwa, a więc państwo jest bardziej rozrzutne. A skąd państwo bierze pieniądze na wydatki? Z naszej kieszeni. Łatwo więc zauważyć, że im prędzej wypada Dzień Wolności Podatkowej, tym państwo ma mniejsze podatki, a więc i więcej pieniędzy pozostaje w kieszeni obywatela.

Dla porównania tabelka jak to szacunkowo wygląda w innych krajach (szacunkowo, więc poszczególne daty w innych krajach mogą się jeszcze nieco oddalić).

Kraj

DWP

Dzień Roku

Obciążenie (%)

USA

9 kwietnia

99

26,9

Irlandia

27 kwietnia

117

31,9

Wielka Brytania

13 maja

134

36,3

Polska

23 czerwca

174

47,7

Czechy

14 czerwca

165

44,9

Niemcy

19 lipca

200

54,6

Francja

26 lipca

207

56,4


„Pan Raczy żartować Panie Fenyman! Przygoda ciekawego człowieka” – Richard P. Feynman

środa, 23 czerwca, 2010

Wydawnictwo: Znak, 2007
Rok wydania oryginału: 1985
Stron: 350

Richard P. Feynman (1918-1988) - amerykański fizyk, noblista, geniusz.
Książka ta jest luźnym zapisem rozmowy (a raczej monologu) Feynmana z Ralphem Leightonem. Stanowi ona zbiór wspomnień Feynmana przedstawionych w formie anegdot, z których wyłania się fascynujący obraz tego człowieka. Człowieka genialnego i szalonego zarazem. Genialnego w przenikliwości swojego intelektu, a szalonego w zamiłowaniu do nauki i zabawy. Dla Feynmana wyłaniającego się z kart tej autobiografii cały świat jest okazją do zachwytu i zabawy nad poznawaniem go. Nie jest ważne w jaki sposób, nie szufladkuje on ludzi. I choć sam przyznaje, że największą jego miłością jest fizyka to nie stroni on od innych metod poznania - niezależnie czy poprzez inne gałęzie nauki takie jak matematyka, chemia, biologia czy psychologia (którą to Feynman interesuje się, choć nie szczędzi jej krytyki za jej nienaukowe, 'szamańskie' metody), czy poprzez osobiste doświadczenia: tworzenie muzyki na bębnach, rysowanie aktów, poznawanie ludzi, rozwiązywanie zagadek czy wreszcie obnażanie ludzkiej głupoty i ignorancji. Największym jednak darem Feynmana nie jest wszechstronność jego zainteresowań, ani nawet jego niezwykły talent do fizyki. Jest nim jego ciekawość świata połączony ze zdolnością do zarażania nią innych. Jest to właściwie główny powód dla którego polecam tę książkę każdemu. Pozwala ona zobaczyć fascynujący świat, który nas otacza oraz zarazić się podziwem do niego. Polecam.

wtorek, 15 czerwca 2010

A wreszcie rzekł Człowiek...

wtorek, 12 czerwca 2010

"26 A wreszcie rzekł Bóg: "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!"
27 Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.
28 Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi". "
Księga Rodzaju 1, 26-28

***

A wreszcie rzekł Człowiek: „ Uczyńmy boga na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad naszymi przesądami, nad lękiem, nad strachem i nad wszystkim czego nie rozumiemy na tej ziemi!”. Stworzył więc Człowiek boga na swój obraz, na obraz Ludzki go stworzył: zaborczego i zawistnego. Po czym Człowiek im błogosławił, mówiąc do nich: „Badźcie płodni i rozprzestrzeniajcie się, abyście zdominowali umysły i uczynili je sobie poddanymi; abyście panowali nad przesądem, nad lękiem, nad strachem i nad wszystkim niepojętym na ziemi”.


Która wersja przemawia do Ciebie bardziej?